Zegar szwarcwaldzki Phillip Haas & Söhne

Styczniowy niedzielny spacer po opustoszałym, mroźnym i mocno zaśnieżonym Kole (&okolicach:) mimo mało przyjemnej aury zdecydowanie należał do udanych:) Kupiłam bowiem za bardzo okazyjną cenę wiekowy ścienny zegar, którego w domowych wnętrzach właśnie mi brakowało. Nieplanowane zakupy są zazwyczaj najprzyjemniejsze i trafione w dziesiątkę, tak też i było w tym przypadku. Zegar od razu wpadł mi oko. Lubię oryginalnie zachowane meble i przedmioty, które przez lata nieruszane i w żaden sposób nieodnawiane dopiero przede mną odsłaniają na nowo swój czar. Ten okaz właśnie na taki wyglądał:) Biała, metalowa tarcza z rzymskim cyframi kontrastująca z 'ciepłem’ drewna bardzo mi się spodobała. Dwa otwory widoczne na cyferblacie, w które wkłada się klucz do nakręcania (niestety brakujący), świadczyły, że mechanizm w środku jest nie tylko samym chodzikiem, ale też wybija godziny i półgodziny*. Do tego stara 'brązowa’ skrzynka, która dawała nadzieję, że pod brudną warstwą kryje się jakieś szlachetne drewno. Oryginalności zegarowi dodawała jeszcze fragmentarycznie zachowana na plecach papierowa etykieta z nazwą producenta (niestety część deseczki została wymieniona stąd tylko połowa napisów) oraz kompletnie nie znana mi, tajemnicza sygnatura na cyferblacie przedstawiająca pędzącego zająca i inicjały PHS powtórzona już z numerem seryjnym też na mechanizmie. Nie był to z pewnością znany i popularny niemiecki Gustav Becker ani jego rodzimy konkurent Junghans, które spotykam i widuję dość często. Ta niewiedza podkręcała moją ciekawość jeszcze bardziej, długo się więc nie zastanawiałam nad kupnem 'nowego’ sprzętu (zwłaszcza, że coraz mocniej sypiący śnieg dawał się we znaki;). Szybka transakcja i zegar trafił w moje ręce.

SONY DSCSONY DSCSONY DSCPierwsze co udało mi się ustalić, to potoczna nazwa tego typu zegarów. Z racji swojego niemieckiego pochodzenia, a dokładniej regionu produkcji samych mechanizmów (Szwarcwald), określa się je mianem zegarów szwarcwaldzkich. Zdecydowanie dłużej trwało zanim udało mi się przeczytać nazwę producenta z dość mocno zniszczonej, pobrudzonej papierowej etykiety i tym samym rozszyfrować sygnaturę na cyferblacie. PHS, czyli Spółka „Phillip Haas & Söhne” – założona ok 1825 r. w szwarcwaldzkim St.Georgen, produkowała wszelkiego rodzaju zegary (ale także tkaniny, dywany i meble) i eksportowała je głównie do Stanów Zjednoczonych i Anglii. Logo firmy przedstawiające pędzącego zająca, jak podaje Wikipedia, zostało pierwszy raz zarejestrowane w 1883 rok i miało zapewne kojarzyć się z nazwiskiem właścicieli Haas (po niemiecku 'hase’ to zając). Firma zbankrutowała ok 1925 roku w czasie Wielkiego Kryzysu w Niemczech.

IMG_6865IMG_6866IMG_6870IMG_6872Okazało się, że informacji o pochodzeniu mechanizmu jest w sieci niewiele, praktycznie poza krótkimi notkami o firmie, nic więcej nie udało mi się wytropić. Jedyny podobny zegar, też sygnowany Phillip Haas & Söhne, zbliżony kształtem skrzynki, znalazłam na stronie jednego z kijowskich antykwariatów. Nie był to identyczny model, różnił się od mojego przede wszystkim cyferblatem i drewnem, z którego zrobiono skrzynkę, był wg mnie bardziej 'nowoczesny’, zdecydowanie już bardziej w stylistyce z początku XX wieku. Mój egzemplarz, sądząc po historii firmy, wypadałoby więc datować na II połowę XIXw., dokładniej lata 1880-1890:) Kupiony za przysłowiową złotówkę, okazał się, przynajmniej jak dla mnie, prawdziwą perełką.

Przy odrobinie pracy brudny i podniszczony zegar, który przeszło 120 lat temu pierwszy raz trafił w ręce swojego właściciela (kupiony czy podarowany w prezencie?) i odmierzał mu czas w jego dziewiętnastowiecznych wnętrzach, za chwilę będzie ozdabiał moje współczesne 'ściany’ i służył zupełnie nowemu pokoleniu:-) Mogę sobie tylko wyobrażać gdzie przez lata 'bywał’ , jak przetrwał czasy wojenne i kto się nim opiekował… Jak każdy wiekowy sprzęt jest niemym świadkiem historii i z pewnością kryje w sobie niezliczone tajemnice:)

5-lut-2014IMG_6854

Najważniejsze teraz jednak to uruchomić sam mechanizm tak by zaprezentował mi swoje chodzenie i bicie (tu wszystko w rękach zaprzyjaźnionego pana zegarmistrza;) oraz odnowić szlachetnie prezentujące się drewno orzechowe, z którego zrobiono skrzynkę i odświeżyć mocno pośniedziałe mosiężne elementy uzupełniające całą konstrukcję zegara.

* jeśli w tarczy zegara jest jeden otwór, zazwyczaj na środku pod łączeniem się wskazówek, to zegar jest tzw, chodzikiem, czyli nie wydaje żadnego bicia; jeśli w tarczy będą dwa otwory – z lewej i prawej strony mocowania wskazówek, to zegar będzie wybijał godziny i półgodziny (patrząc na tarczę lewy otwór służy do nakręcania bicia, prawy otwór do nakręcania samego 'chodzenia’ mechanizmu); w przypadku trzech otworów na tarczy – zegar będzie z mechanizmem kwadransowym, tj. wygra melodię (co 15 minut dłuższy jej fragment i o pełnej godzinie już całą melodię) i wybije półgodziny (jedno uderzenie) oraz pełną godzinę.

8 Responses

  1. Uwielbiam tu zaglądać, pasja to coś, co czyni życie ciekawszym…Zazdroszczę tak cudnej perełki… sama też mogę się pochwalić http://uoliuoli.blogspot.com/2013/09/decoupage-czyli-historia-jednej.html, zresztą jedynym zachowanym w oryginale, poza złoconą i rzeźbioną ramą od obrazu (obraz z szybą wyjęłam i teraz bardzo żałuję, po kilku przeprowadzkach zaginął), sprzętem po mojej Babci. Tak co jakiś czas patrzę na zegar z myślą o przywróceniu mu blasku, ale dzięki temu, że nigdy nie wpadł w łapki jakiegoś „profana” i tylko był odkurzany i delikatnie oczyszczany wilgotną miękką ściereczką, nadal zachował swój czar. Mechanizm sprawny, kluczyki w komplecie – wersja z dwoma dziurkami.

Dodaj komentarz