Etażerka, czyli piętrowy mebelek

Etażerka (od franc. słowa etage– piętro) to niewielki i lekki mebel stawiany na podłodze, składający się z kilku kondygnacji półek umieszczonych jedna nad drugą. Etażerkę charakteryzuje to, że jest otwarta ze wszystkich stron – po tym poznamy, że jest to właśnie ten mebel.

 IMG_3246 IMG_9923

Niekiedy etażerki miały w dolnej części dwie małe szuflady lub szafkę, zwłaszcza te wykonane w stylu klasycystycznym, biedermeierowskim i eklektycznym. (więcej…)

Fornirowanie – etapy prac

Fornirowanie, tak jak politurowanie, wymaga nie tylko wiedzy z zakresu samej renowacji mebli dawnych, ale przede wszystkim musi być wsparte dużym doświadczeniem i pełną znajomością dawnych technik stolarskich. Dwa przykłady: blat od rozkładanego dębowego stołu z okresu międzywojennego, który z uwagi na duże przetarcia i zniszczenia wymagał wymiany całej okleiny oraz blat bukowego stolika  – na ich przykładzie postaram się zobrazować etapy procesu fornirowania.

    1. Zaczynamy od przygotowania okleinowanej powierzchni oraz forniru (w tym przypadku dębowego). Fornir trzeba dociąć na odpowiednie pasy (chyba, że powierzchnia blatu jest nie duża i przyklejamy tylko jeden liść) i najlepiej dzień wcześniej namoczyć. Dzięki temu stanie się on bardziej plastyczny (nie będzie się kruszył/pękał) i łatwiej będzie przylegał do klejonej powierzchni. Uwaga: moczenie, z bardziej zwilżanie forniru stosuje się tylko przy klejeniu klejem naturalnym  glutynowym – skórnym lub kostnym. Jeśli planujemy kłaść  fornir  na  klej  biały   polioctanowinylowy  lub  któryś  z  klejów kontaktowych  to  liście  okleiny  muszą  pozostać  suche.
    2. Powierzchnię blatu należy wyrównać – poszpachlować i poflekować wszelkie wyrwy, sęki i ubytki – np szpachlą zrobioną z kleju glutynowego i kredy bolońskiej – a następnie zcanować, czyli podrapać strugiem-drapakiem, dzięki czemu na powierzchni powstaną drobne rowki, które zwiększą powierzchnię klejenia (można to też zrobić drobną piłą-brzeszczotem, tarnikiem lub ostrym papierem ściernym). Jeżeli zachowane będą jeszcze fragmenty starego forniru, należy go zdjąć np. odparzając gorącym żelazkiem. Pomocne jest rozrysowanie i zwymiarowanie powierzchni klejonej, tak by wyznaczyć równo wszystkie linie połączeń. Znaczymy sobie ołówkiem również poszczególne liście forniru, tak by nie pomylić ich rozłożenia. przygotowanie i rozplanowanie jest bardzo istotne. Zwracamy uwagę na prawą i lewą stronę – przy moczeniu – liść forniru wysychając będzie się prężył do góry, co pokaże Nam która strona okleiny lepiej przylgnie do blatu (lewa). Z uwagi na użycie kleju 'na gorąco’ musimy pamiętać, by klejenie wykonywać w miarę sprawnie i nie dopuszczać do wyschnięcia kleju (ważna jest temperatura w pomieszczeniu, musi być ciepło, ale pomieszczenie nie może być przegrzane)
    3. Kolejnym etapem jest zaimpregnowanie powierzchni blatu bardzo rzadkim klejem, tzw lantrynk/lentrynk (nanosimy pędzlem cienką warstwę gorącego kleju), który wzmocni klejoną powierzchnię oraz późniejsze połączenie z przyklejanym fornirem. Nie jest to obowiązkowa czynność, nie przy każdym okleinowaniu jest więc stosowana. Lentrykowanie stosuje się przeważnie przy osłabionych blatach -mocno wiekowych, suchych czy osłabionych oraz trudnych, garbatych i grubych okleinach (np przy przyklejaniu oklein czeczotowych). Po wyschnięciu blat szlifujemy grubym papierem ściernym, by był równy i odpylamy. Całość jest gotowa do fornirowania, możemy zatem kolejno kleić przygotowane i docięte wcześniej liście forniru.
    4. Posmarowany gorącym klejem pierwszy liść forniru trzeba dociskać do powierzchni blatu drewnianym zaokrąglonym klockiem w kształcie klina (tzw. rajklocem). Rajbowanie pozwoli precyzyjnie docisnąć okleiną do blatu i pozbyć się nadmiaru kleju oraz powietrza. Cykliną lub nożem staramy się na bieżąco usuwać wyciśnięty nadmiar kleju. Pomocne jest także przetarcie (przemycie) przyklejonego liścia przy pomocy mokrej, ciepłej szmatki, która zbierze resztki kleju (pamiętamy, że klej glutenowy reaguje na wodę i na ciepło, więc w miarę łatwo daje się zebrać). Pasy forniru klei się na zakładkę i świeżo po naklejeniu, przy pomocy równej listwy i ostrego noża, przycina się je bezpośrednio przez dwa płaty. Dolny i górny odpadek się usuwa i ponownie dociska się klockiem krawędzie, które powinny ładnie i równo się zejść. Wykonanie tej czynności wyjątkowo staranie i dokładnie zaowocuje praktycznie niewidocznym łączeniem liści forniru. Miejsca, linie łączenia się liści forniru musimy ustabilizować poprzez przyklejenie paska taśmy papierowej – do kupienia razem z fornirem. Taka taśm klejąca (nasączona delikatnie klejem tak jak znaczek na listy) przytrzyma forniry na etapie schnięcia, nie pozwoli im się rozsuwać, dzięki czemu nie powstaną przerwy/szczeliny w okleinie.
    5. Obróbkę naddatków rozpoczyna się najwcześniej następnego dnia, przy założeniu, że temperatura w pomieszczeniu jest odpowiednia i klejone powierzchnie zdążyły nam wyschnąć. Tak zafornirowany blat nadaje się do dalszych prac, czyli do szlifowania (co pozwoli usunąć wierzchnią warstwę kleju, papier i wygładzi powierzchni) a w dalszej kolejności do bejcowania (oryginalna część stołu z racji wieku będzie miała zawsze bardziej intensywniejszy odcień, niż kolor świeżo położonego forniru) i finalnego wykańczania politurą lub lakierem.

Blat bukowego stolika z kompletu giętych mebli dziecięcych (okleina bukowa):

Strug zdzierak


Niedzielny spacer po warszawskim Kole

Giełda staroci na Kole to miejsce znane od lat wszystkim miłośnikom dawnych przedmiotów.  Jeszcze do niedawna można tam było kupić wiekowe meble, zegary, obrazy, stylowe oświetlenie, przedwojenną porcelanę, szkło, używane książki, monety, militaria itp. Oferta na bazarze była naprawdę bardzo szeroka a potencjalni kupcy i antykwariusze zjeżdżali się do Warszawy niemal z całej Polski. Miejsce bardzo znane było też oryginalnym punktem na mapie zagranicznych wycieczek (nadal jest, choć w zdecydowanie mniejszym stopniu).

Czar tego miejsca zaczął niestety z czasem zanikać a sam jarmark zdecydowanie zubożał. Nie jest już tym samym miejscem co przed laty, kiedy wśród spacerujących można było spotkać znanych aktorów, muzyków czy polityków.

Mam wrażenie, że dziś Koło żyje już tylko swoją legendą i wspomnieniami. Cześć handlarzy przeniosła się na Bronisze lub inne lokalne giełdy, cześć w ogóle zrezygnowała z handlu starociami. Oryginalne, wiekowe meble których na Kole był zawsze największy wybór (czasem jeździło się już w piątek wieczorem, by wyłapać prawdziwe perełki), występują już tylko w pojedynczych egzemplarzach. Reszta to współczesne, niderlandzkie podróbki udające tylko stylowe sprzęty. Większość straganów zalewają tandetne i kiczowate przedmioty nie mające nic wspólnego z antykami. Ciekawych staroci jest naprawdę niewiele.

Czasem moje oko przykuje niebanalna kryształowa patera, komplet srebrnych łyżeczek, unikatowy element porcelanowego serwisu czy ocalały fragment jakiegoś ciekawego starego mebla. Spacerując od straganu do straganu, zwłaszcza wcześnie rano, można czasem powyławiać pojedyncze skarby i stać się posiadaczem jakiegoś cennego i wiekowego sprzętu. W większości przypadków jednak skutecznie odstraszą nas ceny, bo bywają one zdecydowanie wyższe od rzeczywistych a na słynne targowanie nie ma już niestety co liczyć… I tylko fani militariów mają tu jeszcze nie lada gratkę. Spotykają się w środku bazarku od lat, bo mundurów wojskowych, starej broni, medali, odznaczeń i innych tego typu gadżetów jest nadal spory wybór.

Sentyment do Koła mam jednak ogromny, odwiedzam to miejsce dość regularnie od wielu już lat, tu bowiem m.in. zaczynała się moja przygoda z antykami. I choć klimat i oferta już nie tak samo bogata i ciekawa jak kiedyś, to warszawski jarmark staroci na Obozowej pozostanie dla mnie, jak i dla wielu, miłym i niespotykanym miejscem na przyjemny niedzielny spacer pośród przedmiotów z duszą.

GIEŁDA STAROCI NA KOLE

w każdy weekend (sobota-niedziela) od rana do godzin popołudniowych

(wstęp dla kupujących i zwiedzających jest bezpłatny)

Warszawa – Wola

przy ul. Obozowej róg ul. E. Ciołka

Fotel nożycowy J&J Kohn

Fotel nożycowy z II poł. XIXw.– popularnie zwany fotelem Dantego – w całości wykonany z drewna bukowego barwionego na ciemny orzech, wsparty na czterech toczonych i ozdobnych nogach ułożonych w kształcie litery X i połączonych z poręczami, w formie i dekoracji nawiązuje do składanego siedziska renesansowego. Wszystkie elementy fotela pokrywa delikatna rzeźba złożona z motywów roślinnych dobrze nawiązująca do form ornamentalnych typowych dla okresu odrodzenia. Sygnowany, z fabrycznym stemplem i oryginalnie zachowaną etykietą na wewnętrznej stronie siedziska.

Opisywany model o ile typowy dla okresu historyzmu, kiedy to powróciła moda m.in. na meble w typie renesansowym, to o tyle niespotykany, iż wyprodukowany przez austriacką fabrykę Jacoba i Josefa Kohn z Wiednia, fabrykę bardzo znaną, ale głównie z masowej produkcji mebli giętych. Fotel powstał więc najprawdopodobniej w pierwszych dzisięcioleciach działalności firmy 1860-80 – kiedy to rodzinna manufaktura wkraczała do branży meblarskiej. Niewątpliwie kolekcjonersko ciekawy okaz.

Dawne maszyny do szycia

Maszyna do szycia – obowiązkowy sprzęt niemal w każdym przedwojennym gospodarstwie domowym. Najpopularniejsze i najbardziej znane są marki Singer. Co ciekawe, fabryka założona w połowie XIXw. przez największego producenta maszyn do szycia Isaaca Merritta Singera funkcjonuje i produkuje sprzęt do dnia dzisiejszego (siedziba mieści się w USA).

Pierwszy zakład produkcji maszyn Singer (były to lata 50-te XIXw.) mieścił się w 25 metrowym pokoju, a niemal wszystkie części były wykonywane rzemieślniczo, wyłącznie ręcznie, w skromnych warsztatowych warunkach. Stąd też pierwsze sprzęty tej marki były pieruńsko drogie, choć to wcale nie senior rodu Isaac Merritt Singer wynalazł maszynę do szycia.
Dopiero w II połowie XIXw. produkcja maszynowa i wprowadzenie systemu linii produkcyjnej oraz zastosowania części zamiennych (o sporej konkurencji nie wspominając) sprawiły, że sprzęty do szycia zaczęto produkować na masową skalę, przez co ich ceny uległy bardzo dużemu obniżeniu. W roku 1856 #Singer Manufacturing Company wypuściło na rynek amerykański ok 2500 sztuk maszyn, by niecałe 14 lat później, w 1870r. prawie 128 tysięcy… Liczby te pokazują światową skalę rozwoju firmy i ogromną popularność samego sprzętu do szycia…

Wiele maszyn do szycia, dzięki swej solidnej i żeliwnej konstrukcji przetrwało do dziś. Mimo, że od lat nieużywane, spotykane są w bardzo wielu domach. Pomysłów co do ich współczesnego zagospodarowania jest naprawdę wiele. Wszystko zależy od stanu zachowania żeliwnej i dekoracyjnej podstawy, drewnianego blatu oraz samej główki, czyli mechanizmu maszyny. Najczęściej jednak wykorzystywany jest sam dół, z którym można stworzyć ozdobny i użyteczny stolik do holu, salonu czy gabinetu (jako dodatkowy pulpit do pisania). Samo wykończenie blatu (zrobionego najczęściej od nowa), może być np. w wersji klasycznej, czyli naturalne drewno w politurze, w klimacie prowansalskim (malowany i przecierany), w wersji szklanej lub kamiennej. W takiej też formie spotykamy je często w kawiarniach czy restauracjach. (więcej…)